PGE Narodowy po raz kolejny stał się areną dla najlepszych drifterów świata. Bartosz Ostałowski zmierzył się z wyjątkowym torem, zbudowanym specjalnie na finałową rundę Drift Masters Grand Prix. To była jazda na centymetry! A poziom zawodników po raz kolejny zaskoczył wszystkich. Trzeba było jechać na limicie, aby wejść do zawodów.

Finał ligi Drift Masters na PGE Narodowym to już tradycyjnie jedno z największych motorsportowych świąt w Europie. Tegoroczna edycja, która odbyła się w dniach 12-13 września, ponownie pobiła rekordy, przyciągając na trybuny aż 50 tys.z kibiców. To największa pod względem frekwencji impreza driftingowa na świecie, co tylko potwierdza jej wyjątkowy status.
Na liście startowej znaleźli się najlepsi kierowcy z całego kontynentu, a także gwiazdy z różnych zakątków globu. To właśnie dzięki temu warszawscy fani mogli liczyć na widowisko na najwyższym poziomie i jazdę, która zapiera dech w piersiach. Wśród elity drifterów, dzięki dzikiej karcie, znalazł się również Bartosz Ostałowski, gotowy do rywalizacji na legendarnej arenie.
— To wyjątkowa przygoda wjechać samochodem na środek Stadionu Narodowego, na specjalnie przygotowany driftingowy tor, gdzie nad tobą góruje kilka rzędów krzesełek wypełnionych kibicami, czekającymi na najlepsze widowisko — takimi słowami Bartosz Ostałowski opisuje swoje wrażenia.

Runda rozpoczęła się od piątkowych kwalifikacji, które od razu pokazały, jak wysoki jest poziom tegorocznej rywalizacji. Każdy z kierowców miał do dyspozycji dwa punktowane przejazdy, a już po pierwszej serii okazało się, że poprzeczka została zawieszona niezwykle wysoko.
Aby myśleć o awansie do sobotnich finałów, trzeba było zdobyć co najmniej 86 punktów na 100 możliwych! Sytuacja stała się jeszcze bardziej napięta po drugiej serii przejazdów — ci, którzy zdobyli mniej niż 89 punktów, nie zakwalifikowali się do TOP 32. Tak ostrej selekcji już na etapie pierwszego dnia zawodów dawno nie widzieliśmy!
Wiedziałem, że na tej rundzie będzie trudno. To przecież praktycznie mistrzostwa świata, ale nie sądziłem, że aż tak — relacjonuje Bartosz Ostałowski.
— Już podczas kwalifikacji wiedziałem, że trzeba dać z siebie 110 proc. i nie popełnić ani jednego błędu, żeby w ogóle myśleć o wejściu do zawodów. A podczas piątkowych treningów byłem w stanie zrobić tylko trzy przejazdy, po których już musiałem być gotowy na kwalifikacje — dodaje.
Te słowa doskonale oddają ogromną presję i tempo, z jakim musieli zmierzyć się kierowcy na tej wyjątkowej rundzie. Brak czasu na przygotowania i ekstremalnie wysoki poziom rywalizacji sprawiły, że każdy przejazd był na wagę złota.

Podczas kwalifikacji na PGE Narodowym, Bartosz Ostałowski pokazał, że potrafi mierzyć się z wymagającym torem. Mimo to, w tak ekstremalnie zaciętej rywalizacji, gdzie liczył się każdy detal, nawet drobne błędy okazały się kosztowne. Niestety, Bartosz nie ustrzegł się pomyłek, a jak wspominaliśmy, na tej rundzie idealna jazda była koniecznością.
Ostatecznie, nie udało mu się zakwalifikować do finałów. Dalszą część zawodów swoich kolegów z toru oglądał już z perspektywy widza.

Satysfakcja mimo porażki — słowami Bartosza Ostałowskiego
— Mimo wszystko jestem zadowolony. Pokazałem, że potrafię pojechać blisko ściany, precyzyjnie i dosyć szybko — podsumowuje Bartosz Ostałowski swój udział w zawodach. — Szybko odnalazłem się na nowym torze, a podczas treningów nie ustępowałem kolegom zza oceanu.
Jednocześnie kierowca przyznaje, że tak ekstremalnie wysoki poziom wymagał jeszcze większej gotowości. —Wiem, że nie byłem gotowy na aż tak wysoki poziom i tak szybkie tempo adaptacji, jakie trzeba było pokazać na tej rundzie. Wyciągamy wnioski, będziemy się przygotowywać i postaramy się tu wrócić, żeby odbić sobie tę porażkę w przyszłym roku” — dodaje.
Słowa te pokazują sportową postawę i determinację Ostałowskiego, który już teraz myśli o rewanżu na PGE Narodowym.

Finały Drift Masters na PGE Narodowym obfitowały w nieprzewidziane zwroty akcji i zaskoczenia. Rywalizacja do samego końca trzymała kibiców w napięciu. Piotr Więcek musiał pożegnać się z walką o podium z powodu awarii samochodu, co otworzyło drogę do zwycięstwa dla Conora Shanahana z Irlandii.
Emocje sięgały zenitu. Widowiskowe kolizje w rywalizacji bok w bok i mocne uderzenie w ścianę, którego autorem był Clint Van Oort, przyprawiały o szybsze bicie serca. Niespodziewane rozstrzygnięcia, jak choćby w pojedynku Jamesa Deane’a z Naoki Nakamurą, sprawiły, że finały zapisały się w historii driftingu.
Ostatecznie, na najwyższym stopniu podium stanął Conor Shanahan, który przypieczętował tytuł mistrza w klasyfikacji generalnej całej ligi. Polskich kibiców cieszył znakomity występ Pawła Korpulińskiego, który dotarł do finałowej walki, ulegając dopiero w starciu z Shanahanem.
W sezonie 2025 Partnerami teamu Bartosza Ostałowskiego są: Inter Cars, Q Service Castrol, Match Trader, Hella, Castrol EDGE, Monster Energy, Garrett, SACHS, ZF, TRW, Milwaukee FMIC, Euvic, Tubes International i MotoRemo.

