Kolejna edycja emocjonującej imprezy Drift Show Izdebki przeszła do historii. W dniach 21-22 sierpnia na górskiej trasie w małej miejscowości na Podkarpaciu zaprezentowali się najlepsi polscy kierowcy, którzy zgotowali publiczności wyjątkowe driftingowe show. Wśród zawodników był również Bartosz Ostałowski, który po raz pierwszy gościł w Izdebkach.
Już od kilku lat wydarzenie Drift Show Izdebki gromadzi dziesiątki tysięcy entuzjastów motoryzacyjnych wrażeń. Podobnie było i w tym roku – wzgórze w Izdebkach zapełniło się po brzegi. Pewną nowością był fakt, że tegoroczna edycja była eventem dwudniowym.
Wśród zaproszonych kierowców byli najlepsi zawodnicy, którzy startują na co dzień w Driftingowych Mistrzostwach Polski czy lidze Drift Open. Wśród Gości Specjalnych wydarzenia był Bartosz Ostałowski, dla którego był to debiut na podkarpackiej imprezie.
Na popularność wydarzenia wpływa to, że genezą imprezy jest powrót do korzeni driftingu, kiedy to pierwsi japońscy drifterzy szlifowali swoje umiejętności na górskich trasach. Tor w Izdebkach ulokowany jest na wzgórzu, gdzie nachylenie stanowi 9%. Trasa liczy ponad kilometr długości i składa się z kombinacji 8 zakrętów.
– Trasa w Izdebkach jest niezwykle wymagająca. Kiedy stajemy na starcie i spojrzymy w górę, czujemy dreszczyk emocji. To świetne doświadczenie jako kierowcy – mówi Bartosz Ostałowski – Pokonywanie ciasnych zakrętów pełnym ogniem wśród tysięcy kibiców to uczucie nie do podrobienia.
Izdebki to jedna z najtrudniejszych tras driftingowych w Polsce, która nie wybacza błędów. Również podczas tegorocznej edycji nie zabrakło wypadnięć z toru i wypadków. Na własnej skórze przekonał się o tym również Bartosz Ostałowski, który podczas jednego ze swoich przejazdów pojechał bardzo szeroko i wypadł z trasy.
Mocną stroną imprezy jest entuzjastycznie reagująca publiczność, która nagradza kierowców za efektowne przejazdy aplauzem i brawami. To buduje wyjątkową atmosferę tego wydarzenia.
– Przez lata odwiedzałem wiele motoryzacyjnych wydarzeń, ale nigdy nie spotkałem się z tak pozytywnym odbiorem widowni. Kibice doceniali nasze przejazdy, a gdy zjeżdżaliśmy na dół, machali, unosili kciuki w górę i bili brawo. To motywowało do podejmowania większego ryzyka podczas przejazdu. Mi dało chyba zbyt wielkiego kopa, ponieważ przesadziłem i zakończyłem przejazd… w rowie (śmiech). Jednak chętnie przyjdę tutaj za rok! – podsumowuje Bartosz Ostałowski.